Gwiazdor Poznań

Zwyczaje wigilijne w Wielkopolsce

Od pierwszych dni grudnia rozpoczyna się okres generalnych porządków i przygotowań także tych kulinarnych.
Sprzątano całe gospodarstwo, szorowano podłogi, myto okna niezależnie od przymrozków i często już zimowych
zamieci. Drewniane chaty mieszkalne szorowano także na zewnątrz, tak by i one uległy rytualnemu oczyszczeniu.
Był to rodzaj zbiorowego nakazu. Sprzątający sąsiad powodował zarzucenie innych prac i natychmiastowe
rozpoczęcie podobnych czynności.
Porządkom towarzyszyły przygotowania potraw. Przygotowywano ciasto na pierniki, które musiało swoje odstać,
gotowano bigos, który wymagał co najmniej kilkunastu dni gotowania. Ucierano mak, rozwieszano suszone
grzyby, wyciągano ze stawu zatopione beczki z kiszonymi ogórkami, próbowano jakość ukiszonej kapusty.
Przygotowywano się także do połowu ryb z pobliskich rzek czy jezior. Wypełnione spiżarnie i komórki, starannie
pookrywane lnianymi ręcznikami garnki, brytfanny stawały się symbolem przygotowań, efektem dbałości i
zapobiegliwości.
Słowo wigilia (łacińskie vigiliae) znaczy oczekiwanie, czuwanie nocne a w tradycji Kościoła Katolickiego już w
średniowieczu oznaczało wieczorne modły lub mszę. W Polsce przybrało szerszego znaczenia obejmując nie tylko
wieczór przed dniem Bożego Narodzenia ale także uroczystą wieczerzę przygotowywaną i spożywaną w tym
dniu. W Wielkopolsce obok słowa „wigilia” występuje forma „gwiazdka” – nazwa znana w regionie od dawna – i
używana na określenie zarówno wigilii jak i świąt Bożego Narodzenia.

W historii Chrześcijaństwa święto to wyznaczały różne terminy i było to spowodowane brakiem precyzyjnych
przekazów określających datę narodzin Jezusa. Od IV wieku, zgodnie z zapisami papieża Damazego I dzień 25
grudnia występuje już jako święto Narodzenia Chrystusa.
Nieprzypadkowo Kościół wybrał ten termin. Wprowadzanie Chrześcijaństwa w Europie było długotrwałym
procesem wkomponowania nowego światopoglądu w środowisku pełnym wierzeń oraz dawnych tradycji. W
czasie przypadającym na okres pomiędzy 22 i 25 grudnia, a więc okresem przesilenia zimowego, pogańscy
Słowianie i Germanie obchodzili święto zmarłych w ramach kultu przodków oraz stosowali szereg rytuałów magii
płodności zapewniającej pomyślność dla przyszłych zbiorów. W całej Europie świętowano uroczyście początek
roku słonecznego i oddawano cześć bóstwom solarnym.
Aby przeciwstawić się dawnym wierzeniom, chrześcijańskie Boże Narodzenie zostało osadzone dokładnie w dniu
Narodzenia Słońca. Mimo wielu nakazów i zakazów w tradycyjnym świętowaniu Wigilii jako święta
chrześcijańskiego pozostało jednak nadal wiele dawnych zabiegów magicznych. Zgodnie z dawnymi wierzeniami
w ten wieczór można spodziewać się cudów i tajemniczych znaków przesyłanych z zaświatów. To te siły mogły
powodować rzeczy niezwykłe jak zakwitanie sadów, budzenie się zwierząt, które mogą do nas przemówić,
studnie wypełniały się miodem lub winem, pszczoły w ulach zaczynały produkować miód, a gdzieś z oddali dawał
się słyszeć głos dzwonów zatopionych w jeziorach. Wszystko było możliwe, a człowiekowi pozostawała silna
wiara i głębokie przekonanie, że nie warto sprawdzać i odsłaniać tajemnic tej nocy.
Cały dzień wyznaczał specjalne zachowania, gdyż jak wierzono miało to wpływ na bieg wydarzeń w
nadchodzącym roku. Już rano należało się starannie umyć w pobliskim strumieniu lub jak co dzień w miednicy
jednak z monetą na jej dnie. Miało to zapewnić zdrowie i energię. Wszelkie kłótnie były całkowicie zakazane, a
dawne urazy należało wybaczyć i zapomnieć. Nie wolno było także pożyczać niczego nawet wśród najbliższych
ponieważ mogło to kusić los by odczuć w zbliżającym się czasie smak niedostatku. Dozwolone było natomiast
czynienie różnych żartów. Wiele jest opowieści o skradzionych „na szczęście” narzędziach oddawanych po
świętach, wystawiania drzwi i bram z zawiasów, zatykania komina, rozkładania na czynniki pierwsze wozu i
wkładanie jego większych części na dach ku zdumieniu gospodarza. Sprawcy tych figli mogli liczyć nie tylko na
szczęście, ale także na podziwu całej wsi.
Wróżby i obecność duchów

W tradycjach, także wielkopolskich, powszechnie wierzono w przepowiednie pogody i to na cały nadchodzący
rok. Gdy wiatr wiał z zachodu przepowiadano ciepłą zimę, a od wschodu mocno mroźną. Wróżono na urodzaj,
zdrowie i udane małżeństwo. Obserwacja niemal wszystkich zjawisk w przyrodzie mogła zamienić się w
przepowiednię. Gdy w noc wigilijną świeciły gwiazdy wierzono, że kury będą się dobrze niosły i latem będzie
urodzaj, a jeżeli noc była pochmurna mówiono, że krowy będą dawały dużo mleka.
Chłopcy i dziewczyny wróżyli w tym dniu i koniecznie chcieli poznać koleje swojego losu. Wsłuchiwano się z
jakiego kierunku słychać wieczorne szczekanie psów i to dawało odpowiedź z jakiej strony nadejdzie umiłowany.
Panny i kawalerowie swoją przyszłość odczytywali z rodzaju słomy czy siana wyciągniętego spod obrusa. Wszyscy
chcieli ujrzeć zielone źdźbło, które przepowiadało udane zaloty zakończone ślubem a nie zwiędłe i wyblakłe,
które oznaczało długie jeszcze oczekiwanie.
Te przepowiednie wynikały nie tylko z przeświadczenia o wyjątkowości tego dnia, ale także świadczyły o
przekonaniu o bliskiej obecności zaświatów. Siły przybywających na ziemię dusz zmarłych mogły przecież
podzielić się swoją wiedzą i odpowiednio ustawić czynione wróżby. Nie mogły bezpośrednio przemówić, więc w
ich podpowiedzi wsłuchiwano się w ten tajemniczy sposób. Powszechna była wiara w obecność dusz, które
przybywają w tym dniu w bezpośrednie otoczenie człowieka w sposób dla niego niewidoczny lub pod postaciami
wędrowców, wiejskich dziadów, żebraków lub wybranych zwierząt.
Obecność w tym czasie przybyszów z innej rzeczywistości było echem dawnych obrzędów zaduszkowych. Tego
wieczoru nie wolno było nikomu odmówić gościny, a żebrakom rozdawano jałmużnę i często rywalizowano u
kogo będą wieczornym gościem. Gospodynie pozostawiały uchylone spiżarnie aby duszom niczego nie
brakowało, przy stołach szykowano specjalne wolne miejsce, pozostawiano resztki wigilijnych dań specjalnie dla
nich przygotowywanych (kutia na kresach wschodnich była potrawą podawaną w czasie stypy pogrzebowej), a w
trakcie toastów rozlewano odrobinę trunków by pokrzepić także tych niewidocznych. Rozpalano i utrzymywano
całą noc paleniska by dusze mogły się ogrzać. Mając na uwadze ich obecność nie wykonywano niektórych
codziennych czynności z użyciem igły, wrzeciona, siekiery. Uważano zajmując miejsce często dmuchając na
krzesło przepraszając duchy za zajęcie im miejsca. Wszystko musiało sprzyjać obecności przybyszów z zaświatów
gdyż to o ich energię i wiedzę zabiegano.
Otwarcie tego wieczoru granicy dzielącej dwa światy miało także konsekwencje wpuszczenia sił, które są złośliwe
i niebezpieczne. Dla tych ostatnich wieszano czosnek, ścielono słomą i chroniono przed urokami.
Aranżacja świątecznej przestrzeni


Choinka czyli iglaste drzewko stawiane w wigilię w głównym pokoju jest jednym z najmłodszych zwyczajów
okresu Świąt Bożego Narodzenia w Polsce. Zwyczaj ten znany był na terytorium Niemiec już od XV wieku, ale
dopiero pod koniec XVIII trafił do polskich dworów i mieszczańskich wnętrz wraz z niemieckimi osadnikami. W
wiejskich chatach Wielkopolski, Pomorza, Warmii i Mazur pojawiła się dopiero w końcu XIX wieku.
Na czubku choinki zawieszona gwiazda symbolizuje tą, która wyznaczała kierunek do Betlejem dla wszystkich,
którzy chcieli pokłonić się Nowonarodzonemu. Zawieszane łańcuchy symbolizują rajskiego węża – kusiciela a
czerwone jabłka – owoc zakazany zerwany w Raju.
W tradycyjnej polskiej kulturze ludowej choinka przyjmowana była jednak z dużymi oporami ponieważ znano od
wieków jej odpowiedniki. Symbolika wiecznie zielonej, pachnącej życiem gałązki była stosowana na wsi w czasie
wigilijnego wieczoru. Jodłowe, sosnowe lub świerkowe gałęzie wnoszono do izb wiejskich zatykano je za święte
obrazy, przybijano do furtek i drzwi. Były symbolem życia, sił witalnych i gwarantem pomyślnej wegetacji roślin.
Gałązki te jako wiecznie zielone były niezastąpione w dawaniu otuchy w zimowe dni, podczas których wydawało
się że siły natury ulegają wyczerpaniu. A one przecież żyją i pachną – mają więc swoją witalną siłę przetrwania.
W starych zwyczajach praktykowanych na terenach całej Rzeczypospolitej wieszano nad stołem wigilijnym ścięty
czubek jodły czy sosny nazywając go podłaźnikiem, jutą, bożym drzewkiem, lub wiechą. Zawieszoną czubkiem ku
dołowi gałąź dekorowano wzmacniając jej magiczną moc. Zawieszano jabłka niezbędne w magii miłosnej oraz
stosowane jako pokarm i ofiara dla przebywających w otoczeniu człowieka dusz zmarłych. Zaczepiano orzechy – symbol zdrowia, siły i ochrony przed złem. Wieszano cebule symbolizujące dostatek i wielość oczekiwanych dóbr.
Ze słomy wykonywano bombki, aniołki i gwiazdy. Na podłaźnikach nie mogło także zabraknąć „światów”
wykonanych z opłatka a także wypiekanych specjalnie pierniczków. Uważano także aby na tej świętej gałęzi
zawiesić także czosnek by był tym znakiem odpędzającym złe siły. Bardzo często całość takiej zielonej,
udekorowanej gałązki obwiązywano słomianym łańcuchem by w ten symboliczny sposób zatrzymać jej magiczną
moc. Wszystkie ozdoby starannie przechowywano do kolejnej wigilii by zapewnić rodzinie zdrowie i szczęście.
Innym niezbędnym elementem scenografii wiejskich izb stosowanym w całej Polsce były wnoszone snopy zboża,
duże ilości słomy i siana. Snopy stawiano w czterech kątach głównej izby a słomą i sianem wyściełano podłogę
szczególnie pod stołem. Słomę wkładano także na stół często pod obrusem ale tak by była widoczna lub
wyczuwalna. Gospodarz rozpoczynał wieczerzę wigilijną gestem rozsypania po stole ziaren owsa, prosa, pszenicy
lub żyta. Słoma, zboże, ziarno i siano – ten owoc pracy rolnika i sprzyjających mu sił natury – jest tu symbolem
urodzaju i powodzenia a także dostatku i szczęścia. Uschnięte kłosy i słoma wyznaczały symbolikę zamierania i
życia, końca wszystkiego i jednocześnie rozpoczynanie czegoś zupełnie nowego.
Jako symbol życia i śmierci ten właśnie rekwizyt, choć w bardzo już niewielkiej formie, zdobył sobie pozycję
wśród dzisiejszych bożonarodzeniowych elementów budowania nastroju. Sianko i słoma jako pamiątka
betlejemskiej stajenki i żłóbka stało się symbolem Bożego Narodzenia.
Pierwsza gwiazda


W chwili gdy gotowa jest już cała inscenizacja, wszystko pachnie czystością, domownicy odświętnie ubrani,
czekają dziwnie podnieceni na rozpoczęcie spektaklu. Stół jest już nakryty jak ofiarny ołtarz jednak wszystko
zależy od tego okrzyku gdy ktoś z domowników zobaczy pierwszą gwiazdę. Widok gwiazdy był sygnałem –
pamiątką tajemniczej wskazówki na niebie, którą kierowali się trzej Mędrcy w drodze do Betlejem.
W całej Polsce zwyczaj łamania się opłatkiem jest obyczajem powszechnie znanym i mocno utrwalonym, choć
wprowadzonym do tradycji polskich nie tak bardzo dawno. Z początku był znany wśród szlachty i arystokracji
odnotowany wśród obyczajów w XVIII wieku. Potem trafił do miast, a w końcu także do wsi. Jeszcze w
początkach XX w. niektórych okolicach wielkopolski północnej i północno wschodniej zwyczaj łamania się
opłatkiem nie był znany.
Opłatek jest rodzajem cienkiego chleba pieczonego tylko z mąki pszennej i wody w specjalnych metalowych
szczypcach. Wyrobem opłatków zajmowali się dawniej zakonnicy w klasztorach głównie Benedyktyni oraz siostry
zakonne ale z czasem robili to także ludzie związani z kościołem – organiści, kościelni czy ministranci. Między
rozwarte szczęki szczypiec wlewano niewielką ilość bardzo luźnego ciasta, zamykano te nożycowe formy i
wkładano w żar ogniska. Po kilku minutach można było już oderwać z form gotowe opłatki z odciśniętymi na nich
świętymi scenami – najczęściej ze stajenką betlejemską i Świętą Rodziną. Przed samymi świętami księża lub
organiści roznosili opłatki po domach składając przy okazji życzenia świąteczne.
Opłatki świąteczne mają zawsze kształt prostokątny i wypieka się je także i w innych kolorach by odróżnić te dla
wiernych i te przeznaczone dla zwierząt. Gest łamania opłatka rozpoczyna ucztę – jest świętym symbolem innej
wieczerzy, podczas której Syn Boży łamał chleb i rozdawał swoim uczniom. Ten gest dzielenia się opłatkiem z
wypowiadanymi życzeniami świątecznymi jest czymś charakterystycznym tylko w polskiej kulturze.
Opłatek służył nie tylko jako symbol dawnej świętej wieczerzy. Powszechnie wierzono, że służyć on może jako
pokarm dla duchów zmarłych. Na stole stawiano nakrycie a wszyscy domownicy nie zapominali o położeniu na
tym dodatkowym talerzu choćby ułamka ze swojej części opłatka. Nie zapominano także o czerwonym, żółtym
lub zielonym opłatku dla bydła a w wielu regionach dla wszystkich zwierząt w gospodarstwie. Do opłatka
dołączano resztki wigilijnych potraw, sianko ze stołu i słomę z wigilijnego snopka – wszystko razem wykładał
gospodarz przed domem dla dusz oraz szedł do obory i stajni częstując zwierzęta. Udział w tej uczcie
gospodarskich zwierząt zapewnić im miało zdrowie i siły i często dało się słyszeć głos gospodarza gdy częstował
kury …obyście się dobrze niosły, a do konia …obyś siły by ciągnąć pług i wozy. Z opłatków których nie zużyto w obrzędowy sposób, robiono niezwykłe ozdoby – tzw. Światy. Sklejone wodą
wycięte części tworzyły strukturę wieszanych z sufitu ozdób. Światy miały podwójną moc zabezpieczania ludzi i
ich całego dobytku przed siłami zła oraz zapewnić miały szczęście i dobrobyt.
Wieczerza i symbolika potraw
Wieczerza wigilijna składała się z potraw postnych. Tradycyjne składniki wszystkich postnych potraw miały
reprezentować wszystko to, co człowiek zebrał dzięki swojej pracy oraz pochodzić musiały z bliższego i dalszego
otoczenia człowieka. Wśród składników wigilijnych potraw najczęściej pojawiają się oprócz ziaren, mąki i kasz
zbożowych także: miód, mak, groch, grzyby, orzechy, suszone owoce.
W wielu kulturach pszczoły uchodzą za stworzenia święte a ich produkty zawsze wykorzystywano w praktykach
leczniczych i magicznych. Wosk i miody były także produktami, które ułatwiały kontakty z innym światem.
Zapalone świece odlane z pszczelego wosku rozświetlały duchom drogę a miód stawał się ich ulubionym
smakołykiem.
Znaczenie magiczne miało także używanie maku. Znane było jego nasenne działanie i używano go jedynie jako
środek leczniczy oraz jako składnik świątecznych potraw – był więc w kulturze ludowej od wielu wieków
traktowany jako produkt nadzwyczajny i zaczarowany.
Leśne grzyby jako dodatek do kapusty, bigosu, farsz do wigilijnych pierogów oraz składnik barszczu były zawsze
owiane nicią tajemnicy. Były bowiem znalezione w lesie – przestrzeni obcej i niebezpiecznej dla człowieka. Obszar
uznany za bezpieczny i znany wyznaczały krzyże i kapliczki przydrożne.
Składniki wigilijnych potraw spełniały także rolę pobudzania płodności, gwarantowania pomyślności i bogactwa.
Takie zadanie spełniały orzechy symbolizujące świat w stanie początku życia z dostateczną ilością energii, aby
zagwarantować rozwój. Podobną rolę odgrywał groch, fasola i ziarna zbóż.
Na stole wigilijnym pojawiał się cały przegląd produktów, które człowiek sam zdobył i wypracował w kontakcie z
siłami natury. Są efekty jego rolniczego trudu w postaci wszystkich rodzajów zbóż, jest len i konopie w postaci
dość kleistych i zupełnie jałowych zup, są ziemniaki i kiszona kapusta. Z przydomowych ogrodów pochodzą groch
i czerwone buraki do zakwasu barszczu, z ogrodowych uli czerpie się miód, a z ogródkowej uprawy pochodzi
także mak. Z pobliskiego sadu na wigilijnym stole goszczą suszone owoce w postaci kompotu czy zup oraz
orzechy. W trakcie wigilii podaje się także ryby złowione z pobliskich stawów, jezior i rzek.
Wszystkie te produkty zamienione są w dania, których liczbę i rodzaj określa obyczaj regionalny i domowy.
Najczęściej podawano 12 dań by zapewnić szczęście w trakcie kolejnych 12 miesięcy. Często ograniczano dania
do nieparzystych 9 lub 7 podkreślając znaczenie powodzenia urodzaju dla dziewięciu zbóż lub symbolu
szczęśliwej siódemki. Wszystkich tych szczególnych potraw należało spróbować.
Oskar Kolberg w „Wielkim Księstwie Poznańskim” pisał: „…zaczęła się wieczerza. Na pierwsze danie dostaliśmy
polewkę z konopi. Po niej dano groch i kapustę, kluski z makiem, jagły, śledzie z perkami, owoc suszony i
gotowany, a na końcu wyniosła Wachowa dla każdego osobno na talerzu jabłek, orzechów i strucla. Potem
przyniósł Wach miodu…” W innych tomach Kolberg podaje także i inne wielkopolskie dania „…Dają na stół
dziewięć potraw. Są niemi: polewka z maku, groch polny kraszony olejem, kapusta kraszona olejem, grzyby
suszone z olejem, śledź czasem smażony, kluski z jagłami, kluski słodkie z makiem, kruszki (gruszki) suszone i
jabłka. Bogatsi jedzą nadto i ryby”. Bardzo dawnymi potrawami były owsiane kisiele, siemieniuchy czyli zupy z
lnianego siemienia, postne placki i pierogi.
Potrawy te miały zawsze charakter jałowych pozbawionych przypraw i soli. Jeszcze w okresie międzywojennym
podawano na wielkopolskich wsiach podobne zestawy dań choć coraz częściej w czasie wigilii pojawiały się także
smażone lub gotowane ryby, niezbyt często podawane wcześniej, gdyż były drogie, a z dworskich stawów nie
wolno było ich odławiać. Wtedy też do wigilijnego jadłospisu dodano w Wielkopolsce barszcz czerwony na
buraczanym zakwasie, zupy rybne i grzybowe oraz całe zestawy wypieków – pierniki, makowce.

Dawne potrawy, z uwagi na ich jałowość, powoli wypierane były coraz to nowymi smakołykami bardziej
wyrafinowanej kuchni. Okres po II wojnie światowej jest czasem szybkich zmian, które doprowadziły do
powolnego zaniku wielu ze wspomnianych potraw i zastąpienia ich wigilijnymi daniami znanych w całej Polsce. Z
dawnych dań pozostały makiełki, groch z kapustą, kapusta z grzybami oraz pieczywo -strucle i makowce. Ucztę
kończy świąteczny kompot z suszonych owoców lub żurawinowy kisiel.
Wigilijna wieczerza przebiegała zawsze w szczególnie podniosłym nastroju często w ciszy a jeżeli rozmawiano to
przyciszonym głosem i tylko na tematy ważne z wątkami historii rodziny. Uczestnikom wieczerzy nie wolno było
wstawać od stołu przed zakończeniem uczty oraz odkładać łyżki, którą jedli. Gdy ktoś to zrobił przez nieuwagę
dawał tym samym sygnał, że zakończył posiłek, co przynieść mogło jedynie pecha. Dlatego, jeżeli ktoś musiał
przerwać jedzenie trzymał łyżkę w zębach, co w Wielkopolsce traktowano jako ochronę przed bólem zębów.
Wigilijne prezenty
Obdarowywanie się prezentami w czasie Wigilii nie było dawniej zwyczajem popularnym i jeszcze w połowie XX
wieku były regiony kraju, w których jeżeli ktoś coś otrzymywał to były to wyłącznie dzieci a prezenty nie należały
do wyszukanych. Pięknie zapakowane paczuszki pod choinką lub przynoszone przez św. Mikołaja trafiły do
polskich świątecznych zwyczajów w drugiej połowie XIX wieku z terytoriów Niemiec.
Dzieci, w ten wigilijny wieczór zgodnie z ludową wizją świata, stawały się jakby kimś z innej rzeczywistości. Pełniły
rolę małych pośredników pomiędzy tym i innym światem, nic więc dziwnego, że o ich radość tak mocno
zabiegano. Ale dar dla dzieci był także traktowany jako rodzaj edukacyjnego i mocno pedagogicznego zabiegu.
Wręczany był jako nagroda dla dzieci grzecznych i tych, które nie tylko bez pomyłki wyrecytują modlitwę,
zaśpiewają kolędę czy powiedzą wierszyk. Sama postać obdarowującego musiała być tajemnicza i w pierwszym
wrażeniu groźna, musiała przybyć z innego świata. Wymiar daru – nagrody i kary ukrytej za trzymaną w ręce
rózgą, był odzwierciedleniem przekazu wartości ukazania co dobre i co złe. Tymi niegdyś darami dla dzieci były
przynoszone przez wielkopolskiego Gwiazdora – jabłka, orzechy, pierniki, cukierki, świecidełka, święte obrazki itd.
tak dalekie od dzisiejszego przepychu.
Gwiazdor


Na terenie niemal całej Wielkopolski prezenty po zakończeniu wieczerzy wigilijnej przynosi gwiazdor. Jest to dość
zagadkowa postać, znacznie odbiegająca swoim wyglądem i nazwą od innych postaci św. Mikołaja znanych w
innych regionach kraju. Sama nazwa postaci wywodzi się pewnie z nazw grup kolędników odwiedzających
wielkopolskie gospodarstwa. Oskar Kolberg opisywał je tak: „Po wieczerzy we wigiliją Boż. Nar. chodzą po wsi
gwiazdory, t.j. parobcy przebrani w kożuch odwrócony włosem na wierzch, przepasani pasem skórzanym, czapka
na głowie wywrócona barankiem do góry, twarz usmarowana sadzami, krótki bat w ręku. Każą oni dzieciom
odmawiać pacierz; nie umiejących go biją, przenosząc z figlów bicie to i na dziewki. Przybycie swe głoszą
brzękiem dzwonka…”
„Przychodząc do czyjegoś domu, puka gwiazdor kijem we drzwi, wchodzi, a pochwaliwszy Pana Boga, zapytuje,
czy są grzeczne dzieci. Gdy rodzice odpowiedzą, że tak lub nie, wtedy im gwiazdor każe drąg całować. Dzieciak
przedstawiony jako zły i nieposłuszny, otrzymuje zgniłe jabłko albo zgniłą perkę i smagany jest batem. Jeżeli
grzeczny i pacierz dobrze powiedział, chwali go i obdarza z koszyka. Odchodząc, napominają gwiazdory rodziców,
jak się mają z dziećmi obchodzić, i zapowiadają przybycie swe na przyszły rok…”
Ważna jest tu powaga wizyty – atmosfera goszczenia postaci niezwykłej, starszej i to z innego świata, cieszącej
się autorytetem, poważaniem mimo że nazbyt często emanował surowością i złośliwymi uwagami. Udzielał także
rad i komentarzy dając wszystkim do zrozumienia że gwiazdor wie wszystko. Taka postać, w dziecięcej wyobraźni
urastała do nigdy nie zapomnianego symbolu a jego wizycie często towarzyszyło poczucie przerażenia i płaczu
połączonego z ciekawością i oczywiście z ulgą i radością, gdy gwiazdor pochwalił i wyciągnął z worka choćby
fragment dziecięcych marzeń.
Postacie wielkopolskiego gwiazdora ale także jego odpowiedniki w innych regionach np. Józefy, Gwiazdki,
Aniołki natrafiają ciągle na swego rywala i to występującego w dwóch wcieleniach św. Mikołaja Biskupa z Mirry
oraz przybywającego na ciągniętych przez renifery saniach rubasznego Santa Clausa. Sytuację komplikuje jeszcze
nazewnictwo – niezależnie od wizerunku tej postaci przyjmuje on w Wielkopolsce nazwę gwiazdora.

Dodaj komentarz